Polska była jednym z krajów, które nie chciały zgodzić się na przyjęcie nowej dyrektywy o delegowaniu pracowników, która ostatecznie została przyjęta w czerwcu 2018 r. Zgodnie z opinią naszych specjalistów dyrektywa o delegowaniu pracowników ma charakter protekcjonistyczny i jest niezgodna z traktatową zasadą wolności przepływu siły roboczej i usług.

Największy cios otrzymają pracodawcy, ponieważ zmianom ulegnie sposób wynagradzania pracowników delegowanych. Okazuje się, że delegowanie pracowników będzie się wiązało ze zwiększeniem kosztów prowadzenia działalności, gdyż pracownikowi wynagrodzenie będzie naliczane zgodnie z przepisami obowiązującymi w kraju, w którym wykonuje swoją pracę. Pod uwagę będzie brana nie tylko wysokość, ale również składniki wynagrodzenia. Zasada ta sprawi, że pracodawcy będą musieli zapoznać się z przepisami prawa pracy obowiązującymi w krajach, do których delegują swoich podwładnych. Spore utrudnienie będzie dotyczyło tych krajów, w których publikacja obowiązujących układów zbiorowych pracy nie jest wymagana.

Limit okresu delegowania pracownika przez tego samego pracodawcę, w to samo miejsce celem wykonania tego samego zadania wynosi 12 miesięcy (z możliwością przedłużenia do 18). Po upływie tego okresu pracownik powinien zostać objęty zasadami wynikającymi z przepisów obowiązujących w kraju przyjmującym. Interesującym jest fakt, iż zasada ta dotyczy wykonywania tego samego zadania w tym samym kraju na rzecz tego samego pracodawcy, natomiast osoba pracownika nie musi być ta sama.

Na przygotowanie się do wdrożenia nowego prawa przedsiębiorcy dostali czas do 29 lipca 2020 roku. Dyrektywa adresowana jest do państw przyjmujących, ale to pracodawcy są obciążeni odpowiedzialnością za jej prawidłowe wykonanie. Zgodnie z powyższym wkrótce delegowanie pracownika za granicę będzie odrobinę bardziej złożone niż dziś.

Polska nie była jedynym krajem członkowskim Unii, które nie zgodziło się z postulatami dyrektywy. Podobne stanowisko w tej sprawie zajęły Węgry.